„Wieczorem rozdano nam chleb i margarynę. Każdy mógł wziąć tyle okryć ile chciał. Panował kąsający chłód. W rewirze pozostawiono około 140 chorych, niezdolnych do marszu. Wiedzieliśmy już, ze skręcimy w prawo, w kierunku, w którym poszły wcześniejsze kolumny więźniów. Wyszliśmy i nasze serca biły z trwogi, widząc na poboczach drogi ciała tych, których zastrzelili esesmani. […] Nie wiedzieliśmy, dokąd się nas zabiera i niedługo po naszym wyjściu z tyłu kolumny rozległy się odgłosy pierwszych wystrzałów. Najsłabsi byli bezlitośnie rozstrzeliwani”[1]
Tak rozpoczynała się ewakuacja dla tych którzy przetrwali w obozie do drugiej połowy stycznia 1945 r. Zostali oni popędzeni w mroźny styczniowy ranek w drogę, która do historii przeszła pod nazwą „marsz śmierci”. Każdy z więźniów kompleksu Auschwitz i jego podobozów starał się zabrać ze sobą to co miał najcenniejszego. Ich odzież stanowiły często potargany pasiak , części umundurowania po zmarłych jeńcach radzieckich, czy ubranie cywilnie pochodzące z transportów deportacyjnych do obozu. Ich nogi chroniły więźniarskie drewniane trepy tzw. “holenderki” lub buty o cholewkach ze szmat czy skóry i podeszwach z kawałka drewna. Koc który nie wszyscy mieli, był często potargany i zniszczonym. Był jedynym cieplejszym okryciem na plecach maszerujących. Nieliczni zabierali tez najcenniejszy skarb jakim w obozie była łyżka czy miska lub kubek.
Z relacji świadków wiemy, że więźniowie wyglądali jak pochód wynędzniałych widm w potarganych szmatach, klekocących butami na drewnianych podeszwach. Pierwszy etap ich wędrówki zakończył się na stacji kolejowej we Wodzisławiu.
W życiu obozowym większość przedmiotów używana przez więźniów była często przywieziona w bagażu z transportami deportowanych do Auschwitz i potem im chaotycznie wydawana. Tak jak w przypadku tej emaliowanej miski z węgierską sygnaturą emalierni czy kubkiem przywiezionym z transportem ze Słowacji. a sygnowanym C.A. SCHOLTZ MATEJOVCE.
„Byłem na pół świadomy, gdy kazano nam wejść do węglarek wypełnionych śniegiem. Nie wiem, ile osób wtłoczono do każdego wagonu, ale byliśmy naprawdę bardzo stłoczeni. Gdy pociąg ruszył i nabrał szybkości, lodowate powietrze cięło nam twarz jak żyletka. […] Gdy otwarto drzwi wagonów, niewielu z nas było w stanie wysiąść. Wielu umarło z zimna.”[2]
Prezentowane przedmioty pochodzą z dużej prywatnej kolekcji, nad którą nasza Fundacja sprawuje opiekę konserwatorską i merytoryczną. Wszystkie one zostały wstępnie zabezpieczone przed dalszym ich niszczeniem. Obecnie staramy się pozyskać środki by móc przedmiotowe zabytki poddać profesjonalnej konserwacji. Każdy może nas wspomóc. Na konserwacje czekają setki zabytków, pozostałości po kompleksie Konzentrationslager Auschwitz.
[1] Wspomnienie Herman Raffowicz Nr 57 256 w: Jawischowitz podobóz Auschwitz. 45 deportowanych 8 polskich górników składa świadectwo dla przyszłości, pod red. Jarko Mensfelt, Brzeszcze 2009, s. 400.
[2] Wspomnienie Henri Moschkowitch Nr 126 094 w: Jawischowitz podobóz Auschwitz. 45 deportowanych 8 polskich górników składa świadectwo dla przyszłości, pod red. Jarko Mensfelt, Brzeszcze 2009, s. 324.